[ Pobierz całość w formacie PDF ]
OszaleliScie? Nie chcê was do tego mieszaæ! zaprotestowa³ Vado.
Ale ja sobie ¿yczê byæ w to wmieszanym a¿ po moj¹ siw¹
brodê!
I ja te¿. Choæ nie mam brody.
Nie dadz¹ wam spokoju przestrzeg³ Vado. A nas zabior¹
do Makoshy&
I o to chodzi! wykrzyknê³a Tacora. A nas razem z wami!
Nigdzie nie pójdziesz! warkn¹³ Nikes.
Dziadku, na Rapa Makosha mog¹ byæ moi rodzice&
Dziadek i wnuczka zmierzyli siê spojrzeniami. Nikes pierwszy
spuSci³ wzrok.
Zgoda westchn¹³ ciê¿ko. Uparta jak jej matka&
Vado s³ucha³ i patrzy³. W koñcu i on westchn¹³.
Dobra, znajdziecie nas oboje. Gdzie s¹ ubrania i gdzie te ja-
skinie?
Nie tak szybko! Do zmroku siê st¹d nie ruszymy! zastopo-
wa³ stary.
A jak ktoS przyjdzie do was? Nie mo¿emy was nara¿aæ.
I dlatego ca³y dzieñ spêdzicie w sypialni powiedzia³a ze z³o-
Sliwym uSmiechem dziewczyna. Nie ma obawy, ¿aden goSæ tam
nie zajrzy!
297
Hwedczuk ponuro popatrzy³ na m³od¹ kobietê, na zamkniête
drzwi i z wyrzutem powiedzia³:
¯eb ty tak mene do siebia zaprosi³a, to¿ ja by z dobroj woli ze
trzy dni w zamkniêciu siedzia³. A z nim? popatrzy³ smutno na
Donvadona. Ja znaju, szczo on wielikij korol i mudryj cze³owiek,
ale mnie w sypialnej komnacie do niczego nie przydatnyj.
Ty, Hwedko, rozbitek jesteS w tym domu czy konkurent do
rêki gospodyni? zaSmia³ siê Vado.
Znajesz, kak w ¿yzni bywajet& Rankiem moroz, w po³ednie
horiaczyj war!
Hwedczuk nie odrywa³ wzroku od dziewczyny. Nikes zaSmia³
siê cichutko.
Spokojnie, dziadku Tacora podkreSli³a swoje s³owa ruchem
rêki. Zamknê ich na klucz.
Klucz w kredensie podpowiedzia³ us³u¿nie dziadek.
Dopiero trzeciego dnia wieczorem Vado stwierdzi³, ¿e ma doSæ.
Hwedko doszed³ do tego wniosku ju¿ po pierwszej nocy w jaskini, ale
jego zdanie siê nie liczy³o, zw³aszcza ¿e Vado og³uch³, oSlep³ i uod-
porni³ siê na wszystkie próby nawi¹zania kontaktu. Dniami i nocami
czyta³, wertuj¹c kolejne tomy lub wczytuj¹c siê w poszczególne frag-
menty, jakby chcia³ nauczyæ siê ich na pamiêæ. Hwedczuk nawet zaj-
rza³ do jednej z ksi¹g, chc¹c znalexæ jakieS zajêcie, ale od³o¿y³ j¹ czym
prêdzej. S³owa starannie kaligrafowane przez skrybów potrafi³ jesz-
cze jako tako przeczytaæ, to by³o niezbêdne w handlowym zawodzie,
ale te bazgro³y? Pisane byle jak, drobnym pismem, wyblak³e na po-
¿Ã³³k³ym papierze. JeSli Vado chce, niech sobie sam oczy traci!
Rezygnacja z lektury nie rozwi¹zywa³a jednak podstawowego
problemu: nudy. Warunki w jaskini okaza³y siê ca³kiem niez³e. By³a
to spora, sucha komora, do której nie wiadomo jak dociera³o Swie¿e
powietrze. Dejeuni zapewnili im pos³ania i mnóstwo koców. Przy-
nieSli te¿ niewielki stó³ i sto³ki i dostarczyli du¿o Swiec. Odwiedzali
ich dwa razy dziennie, przynosz¹c obfite posi³ki. Nikes przychodzi³
po zmroku i wdawa³ siê w d³ugie dyskusje z Donvadonem. Tacora
za to zjawia³a siê przed Switem, a Hwedczuk stara³ siê jak móg³
wci¹gaæ j¹ w rozmowê, by zabawi³a jak najd³u¿ej.
Drugiego dnia dobrowolnego uwiêzienia Dejeun przyniós³ wieSæ,
¿e ich przyjaciele zostali uznani za goSci Radg. Vado zacz¹³ praco-
waæ jeszcze szybciej. Nie k³ad³ siê wcale, tylko czyta³. Pod wieczór
od³o¿y³ wreszcie wszystkie ksiêgi i oznajmi³, ¿e jest gotowy.
298
Wszystko ju¿ wiesz? zapyta³ z trosk¹ stary Nikes. Vado wygl¹-
da³ gorzej ni¿ wtedy gdy nieprzytomny jecha³ na wózku ci¹gniêtym
przez osio³ka z pla¿y do domu starca. Nawet jego uSmiech by³ tylko
cieniem tego, co prezentowa³ pierwszego dnia w kuchni przy obiedzie.
Wszystko? Przeciwnie, nie wiem zupe³nie nic!
A wsie eti knihi niczewo tobie nie skaza³y? zdziwi³ siê
Hwedczuk.
Du¿o powiedzia³y, bardzo du¿o westchn¹³ Vado. Ale o tym
co by³o, a nie o tym, co jest teraz.
A o kamieniu to¿e niczeho?
Kamieñ ma bogini Makosha.
Tak nam pora!
Najwy¿sza pora zgodzi³ siê Vado. Gdzie nas jutro znajdzie?
Jest taka niewielka jaskinia niedaleko pla¿y. Tacora urz¹dzi³a
j¹ nawet trochê. Takie tam& Pos³anie z ga³êzi, Slady, trochê krwi&
Krwi? Nie mamy ¿adnych ran!
Hwedko mia³ krwotok.
Kakoj krwotok?! obruszy³ siê Hwedko. Kto eto wyduma³?
Moja wnuczka. Zna siê trochê na chorobach.
U¿e ja jejo poka¿u!
Nawet Vado rozeSmia³ siê, widz¹c minê Bohowoja.
Przyjdziemy po was godzinê przed Switem ci¹gn¹³ Nikes.
Przeprowadzimy na miejsce, a przed po³udniem znajdziemy i od-
prowadzimy do wsi.
Nie zrezygnujecie z udzia³u w tym wszystkim? Mo¿e byæ nie-
bezpiecznie. Tacora jeszcze m³oda, szkoda by³oby&
Stary pokrêci³ zawziêcie g³ow¹.
Rozmawia³em z ni¹ i przekona³a mnie. Takie ¿ycie nie ma
sensu. Albo ten sens znajdziemy albo i ¿yæ dalej nie warto.
Vado bez przekonania pokiwa³ g³ow¹, a Hwedczuk sam nie wie-
dzia³ czy piaæ z zachwytu nad charakterem dziewczyny i jej mo³o-
jeck¹ odwag¹, czy wSciekaæ siê na ni¹ za upór i zbêdne nadstawia-
nie karku. W koñcu walka to mêska sprawa.
Znajdziemy was do po³udnia. Tylko ¿ebyScie wygl¹dali i za-
chowywali siê jak pó³¿ywi, wyg³odniali rozbitkowie! pogrozi³ pal-
cem Nikes.
Za³atwione! uSmiechn¹³ siê blado Dovadon. Czujê, ¿e nie
tylko rano, ale przez ca³y dzieñ bêdê zupe³nie do niczego. Trochê
siê zmêczy³em tym czytaniem&
Dzieñ?! Tydzieñ! mrukn¹³ Hwedczuk.
299
Inomir siê obudzi³. Zaczyna³ siê czwarty dzieñ od czasu kata-
strofy. Kap³an przymkn¹³ oczy. W ci¹gu swojego d³ugiego ¿ycia przy-
wyk³ do tego, ¿e sprawy tocz¹ siê swoim biegiem, powoli, tak po-
woli, ¿e aby zobaczyæ wyniki, trzeba czasem czekaæ kilka pokoleñ.
Wielkie zmiany to tysi¹ce ma³ych niezauwa¿alnych zmian. Nauczy³
siê tego ju¿ we wczesnej m³odoSci.
Zaledwie kilka razy w ci¹gu wszystkich znanych mu stuleci spra-
wy wa¿ne dokona³y siê szybko, a nieoczekiwane wydarzenia nabie-
ra³y od razu nieodwracalnego charakteru. Pierwsza taka sytuacja to
by³ atak Redmortha i zniszczenie O³tarzy Ziemi. Wzdrygn¹³ siê na
wspomnienie tego co wtedy siê dokona³o. I to tak szybko& Po raz
drugi zewnêtrzne wydarzenia zmieni³y jego ¿ycie i losy ca³ego Swiata,
gdy Cyri dokona³ Wielkiej Czakry na miejskim Smietniku. Inomir
uSmiechn¹³ siê do obrazu malca, który pojawi³ mu siê przed oczami.
Tak, ¿ycie nabra³o wtedy niez³ego tempa.
A teraz znów nast¹pi³ nieodwracalny zwrot. Najpierw katastrofa,
a zaraz potem Beala& Kap³an westchn¹³. Czu³, ¿e Vado ¿yje i wie-
rzy³, ¿e wszystko skoñczy siê dobrze. Ale nawet jeSli odnajd¹ kamieñ
i powróc¹ do domu, nic ju¿ nie bêdzie takie jak dawniej. Jego dziadek
mia³ racjê, gdy mawia³, ¿e najgorszy g³upiec to stary g³upiec.
Drzwi siê uchyli³y i do Srodka wSliznê³a siê bezszelestnie ubra-
na dziewczyna.
Rpisz, Inomirze? szepnê³a
MySlê.
Znów mySlisz? zaSmia³a siê.
MySlê o tobie uSmiechn¹³ siê przekornie.
Ale niedobrze, i dlatego ci przerwê!
Inomir wyci¹gn¹³ do niej rêce, ale dziewczyna trzyma³a siê z daleka.
Radgi Spartus Dux chce siê z tob¹ widzieæ.
Kiedy i gdzie?
Czeka w salonie.
Inomir wyskoczy³ z ³Ã³¿ka.
Powiedz, ¿e bêdê za chwilê. Poczêstuj go czymS. Rniadaniem,
albo s³odyczami&
Zanim wróci³a do drzwi, Beala spojrza³a z politowaniem na ka-
p³ana.
Idx ju¿! sykn¹³, zdaj¹c sobie sprawê, ¿e w³aSnie siê wyg³u-
pi³. Zaraz bêdê.
Ubiera³ siê szybko, ale bardzo starannie. JeSli sam Dux zjawi³
siê bez uprzedzenia, i to o tej porze& Spojrza³ na zegar. Nie by³o
ju¿ tak bardzowczeSnie, ale tak czy inaczej sprawa musi byæ wa¿na.
300
Wyg³adzi³ fa³dy kap³añskich szat, przybra³ przed lustrem zamySlony
wyraz twarzy i wszed³ do salonu.
Radgi Marsus siedzia³ przy obficie zastawionym stole, a dwoje
makoshines obs³ugiwa³o go, podsuwaj¹c pó³miski i karafki. Na wi-
dok wchodz¹cego Inomira odprawi³ ich ruchem rêki i otar³ usta ser-
wetk¹. Skin¹³ g³ow¹ na powitanie, choæ nie mia³ zamiaru wstawaæ.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]