logo
 Pokrewne IndeksSaski Mirek Piesni o ludziach ziemi t 2 kamienie slonca i sercaLien_Merete_ _Zapomniany_ogrĂłd_04_ _Glosy_z_przeszłościNicola Cornick Odzyskana narzeczonalib_0067Goodkind, Terry Das Schwert der Wahrheit 07 Die Nächte des roten Mondes_1Jaspers Karl Wiara filozoficznaMy, dzieci z dworca ZOO Christiane FelscherinowDrewniane Morze (m76)Amber Kell [Hellbourne 03] Heart and Soul (pdf)Monroe Lucy Serce milionera l
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • boatlife.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    W swoich podejrzeniach upewnili się dopiero rano - na planecie nie było żadnego
    Uzbrojonego Zwiadowcy, choć odlatując zostawili jeden. Na miejscu pocisków leżała jakaś
    metaliczna masa, ale teren porośnięty był cały roślinnością, a nawet wyrosło kilka drzew. Nie
    było najmniejszego śladu baraku ani żadnego innego śladu czyjegoś przebywania.
    John powoli obrócił głowę w stronę Veza: - Sądzę, że lepiej będzie, jeśli udamy się do
    jakiegoś cywilizowanego świata jak najszybciej. Jeśli jeszcze taki gdzieś pozostał...
    Nie wyglądając na zdziwionego Vez powoli dał znak otwartej dłoni.
    XXIV
    Berta krążyła wokół spokojnie wyglądającej planety od kilku godzin - w dużym
    oddaleniu, by nie straszyć mieszkańców - kiedy Vez Do Han powrócił w małym statku,
    którym uprzednio zszedł na dół. Opowiedział im szczegóły zdarzeń, o których zajściu
    wiedzieli już wcześniej.
    - Ledwie mogłem się z nimi porozumieć - powiedział. - Akcent zmienił się bardzo.
    Mogłem natomiast odszyfrować pismo. Mają starożytne dzieła ryte na nie zniszczalnym
    metalu, co uchroniło je przed osadem. I trochę zdołałem dowiedzieć się z legend.
    - Jak dawno to było? Czy wiedzą? - spytał John.
    - Próbowałem zdobyć choć przybliżone dane i sądzę, że jedenaście lub dwanaście
    tysięcy lat temu. Ale mogę się mylić. Nawet nie byli zdziwieni, widząc mnie. Zdaje się
    wierzą, że kultura ich przodków była międzygwiezdna i jej część może nadal istnieć. Nie
    próbowałem nawet wyjaśniać, że przybywam z dalekiej przeszłości i niektórzy z nich mogą
    być moimi potomkami - zdobył się na słaby uśmiech. -1 nie jestem w takiej złej sytuacji, w
    jakiej wy kiedyś byliście sądząc, że wszystkie wasze kobiety zginęły. Nasze kobiety, tam na
    dole, wyglądają zdrowo i przyjaznie.
    John wpatrywał się w podłogę. - No, cóż. Czy zamierzasz pozostać z nimi? Na
    pokładzie jest dużo urządzeń, które należą do ciebie, nie mówiąc już o samym statku!
    Oczywiście, mogą znalezć się inne światy hohdańskie bardziej przygotowane do ich
    używania.
    Vez westchnął: - Myślę, że nie. I nawet nie jestem pewien, czy chciałbym wprowadzić
    technikę ery podróży kosmicznych i technikę Klee w świat istot, które dopiero wchodzą w
    epokę maszyn. Będę musiał się nad tym zastanowić - znów się uśmiechnął. - Czy będziecie
    mieli coś przeciwko temu, żebym na razie z moimi czterema ludzmi został u was?
    - Oczywiście, że nie! Większość z nas osiądzie na planecie, którą dałeś nam kilka
    tysięcy lat temu. Przynajmniej na pewien czas. Ale co z Bertą? W końcu jest twoja...
    - Na razie nie wiem, co postanowię, Johnie Braysen. Niech będzie wspólna, dobrze?
    Powinniśmy jeszcze zrobić kilka wycieczek.
    - Zobaczyć, czy imperium Vul nadal istnieje, czy tak? Albo inne kultury kosmiczne?
    - Właśnie.
    John rozmyślał przez chwile, potem podniósł głowę. - Jest jeszcze jedno miejsce,
    które chciałbym odwiedzić na końcu - powiedział cicho. Vez uśmiechnął się. - Mam
    wrażenie, że myślisz o Ziemi.
    Berta nie opuszczała zielonej planety przez prawie cały tamtejszy rok, niewiele
    dłuższy od roku ziemskiego. Potem odbyli dwustugodzinną podróż, w wyniku której zdobyli
    pewność, że sytuacja w byłym imperium Vulmot jest taka sama, jak w Hohdanie. Również i
    Bizh spotkał podobny los. W sumie na obu ramionach spirali istniało zaledwie kilka kultur
    kosmicznych, ale nie były one wojowniczo nastawione.
    Napotkali ślady - w większości przypadków prawie zatarte - straszliwej wojny
    międzygwiezdnej przynajmniej dziesięć tysięcy lat temu, która wszystkie kultury kosmiczne
    w tym sektorze galaktyki wyniszczyła i cofnęła do półprymitywnego poziomu. Ale nie istniał
    żaden sposób zdobycia dokładnych informacji na ten temat.
    Zrobili także kilka krótszych wycieczek. Z jednej z nich Vez przywiózł uroczą, miłą i
    słodką Hohdankę o imieniu Frezelia. W końcu po upływie półtora roku od osiedlenia się w
    tym miejscu, John z Bartem Lange, Louisem Damiano, Ralfem Cole i kilkoma nieżonatymi
    mężczyznami oraz z Lizą Duval odwiedzili Ziemię.
    Z rozmaitych powodów John zobaczył się z Vezem dopiero w rok po wyprawie. Vez
    był ciekawy, w jakim stanie znajdowała się Ziemia.
    - Cóż - odpowiedział John - z początku po prostu osłupieliśmy, chociaż teraz już
    trochę rozumiemy. Nie chodzi o to, że powietrze i gleba po tak długim czasie przestały być
    radioaktywne. Wydawało się niemożliwe, żeby na tej planecie mogło istnieć jakiekolwiek
    życie. A jednak tam są rośliny. Widzieliśmy dywan z czegoś przypominającego mech, który
    pokrywa wszystko. Miejscami jest zielony, a miejscami szkarłatny. Z obumarłych drzew,
    które widzieliśmy po Zagładzie, nie zostało ani śladu. Oczywiście, to ogień musiał wkrótce
    dokończyć dzieła zniszczenia. - Przerwał patrząc na prosty domek, w którym mieszkał teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl