[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mieć Lydię na oku. Czuła się za nią odpowiedzialna na wer-
nisażu Stewarda i wrazie gdybysprawyprzybrałyzłyobrót,
musiała być blisko, abymóc przyjść jej z pomocą.
Zaczęły się jednak zupełnie nieprzewidziane kłopoty.
Akurat Ginny udało się uwolnić od jakiejś wścibskiej baby,
która wypytywała ją, jak bliskie stosunki łączą Lydię z ma-
larzem, gdynagle wzrokGinnyprzyciągnął jakiś ruch, który
powstał przywejściu na salę.
Zobaczyła Philipa.
Zapragnęła rzucić mu się wramiona. Nie była to jednak
pora na czułości. Szybkozaczęła szukać wzrokiemLydii i jej
ukochanego. Znalazła ich. Stali częściowoukryci za marmu-
rową kolumną. Musiała zaabsorbować uwagę Philipa na tak
długo, aż Lydia zorientuje się, że on tu jest.
Ginnywzięła głęboki oddech. Nie była toidealniezapla-
nowana akcja, ale na lepszą nie starczyłoczasu.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
119
Przez środek sali szybkoruszyła wstronę Philipa.
Od razu ją zobaczył. Zupełnie zapominając, że stoi wto-
warzystwie jakiejś kobiety, ruszył wkierunku Ginny.
- Coturobisz?- zapytał z miejsca,
- Niewiem, cociebiesprowadza- zaczęłachłodnymtonem
- ale ja mamzwyczaj chodzić na wystawydzieł sztuki.
Philip rozejrzał się z niesmakiem.
- Tonie jest sztuka.
- Ciii..!
Ginny wzięła go za rękę i pociągnęła za sobą wstronę
abstrakcyjnej rzezbystojącej na tyłach sali. Nie miała poję-
cia, na ile obecni tu ludzie liczą ,się zezdaniemPhilipa, ale
wiedziała,, żeniepochlebnymi opiniami odziełach Stewarda
Morrisa unieszczęśliwiłbyLydię.
- Dokąd mnie ciągniesz? - zapytał.
- Tam, gdzie nikt nie będzie Wstanie dosłyszeć twoich
niegrzecznych wypowiedzi.
- Niegrzecznych?Przecież potonas tu zaproszono, aby-
śmywyrazili swoje opinie.
- Nikt sobie nie życzył twojego przyjścia. Zapro-
szona była Lydia. Ty tutaj się wdarłeś. Można, wiedzieć,
poco?
- Bo martwiłemsię o was! Masz pojęcie, co może się
przydarzyć kobietomchodzącymsamotnie ponocy?
- Jak nas znalazłeś? - spytała Ginny.
- Aatwe tonie było- mruknął Philip.
Nie zamierzał przyznać się do tego, z jak ogromnymi
trudnościami odnalazł przedsiębiorstwotaksówkowe, a po-
temkierowcę, któryprzywiózł Lydię i Ginnydogalerii. Gdy-
byportier nie zauważył, że wychodziłyz domu, wogóle nie
potrafiłbyich odszukać,
Ginnymilczała, ciekawa, cojeszczeusłyszy.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
120
- Skoro jednak cię odnalazłem, może wytłumaczysz mi
łaskawie, czemu wyniknęłyście się chyłkiem?
- Wcale się nie wymykałyśmy - skłamała Ginny. - Po
prostu opuściłyśmytwoje mieszkanie. stałosię tak dlatego,
że jakoosobydorosłe możemyrobić to, na co mamyochotę.
Więc tu przyjechałyśmy.
Philip z niedowierzaniempopatrzył na Ginny.
- Podobają ci się te... bohomazy?
- Niektóre obrazysą... interesujące.
- Bzdura! - warknął Philip.
- Człowiek powinien mieć otwartą głowę, a nie zaskle-
piać się wswoich poglądach - pouczyła Ginny.
Zerkając wbok, usiłowała się przekonać, czy Lydia już
wie oprzyjściu brata.
- Gdyby głowa tego malarza była bardziej otwarta, sta-
łaby się jedną wielką dziurą! Kto jest autoremtego wszy-
stkiego? - zapytał Philip z odrazą.
- Obiło mi się o uszy, że to ktoś miejscowy - odparła
wymijającoGinny.
Wtej sekundzie ujrzała Lydię i Stewarda wynurzających
się z tłumu.
- Chodz, pokażę ci obraz, który mi się najbardziej po-
doba. - Ginnyujęła Philipa za ramię i pociągnęła gotak, aby
znalazł się jak najdalej od Lydii.
- Ten. - Wskazała duże, płótno wpastelowej tonacji. -
Kojarzymi się z wiosną.
- Amnie z męską naiwnością.
- Niemogę tegowiedzieć, boniejestemmężczyzną - od-
parła Ginny.
- Zauważyłem. - Oduśmiechu, którypojawił się na twa-
rzy Philipa, serce Ginnyzaczęło bić jak szalone. - Tak na-
prawdę to ja...
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
121
Nagle Ginnyzobaczyła, jak rozszerzają mu się oczy
i czerwienieją policzki. Musiał dojrzeć Lydię i Stewarda.
- Dodiabła! - warknął i ruszył wich stronę.
Ginnywczepiła się kurczowowramię Philipa.
- Masz zachowywać się spokojnie! - syknęła mu do
ucha. - Lydia nigdyci nie wybaczy, jeśli zrobisz scenę.
- A ja nigdy sobie nie wybaczę, jeśli dopuszczę, aby
ten... ten...
- Przyjaciel twojej siostry - podpowiedziała Ginny. -
Musisz zachować się przyzwoicie!
- Tynic nie rozumiesz - odparł Philip szeptem.
Był wściekły, ale nawet nie próbował odsunąć od siebie
Ginny. Wiedziała, że musi natychmiast wyprowadzić go
z galerii, żeby znalazł się z dala od Lydii i poza zasięgiem
wzrokui słuchuludzi żądnych sensacji. Wsunęła rękę Philipa
pod swoje ramię i skierowała kroki w głąb sali, w stronę
korytarza prowadzącegodotoalet.
Poczuła z ulgą, że Philip idzie za nią.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]