logo
 Pokrewne Indeks186. Macomber Debbie Pora na romans 02 Pora na ślubDiana Palmer Long tall Texans 26 Romans poza kontrola (Man in Control)Fielding Liz Romans Duo 1065 Sen o pustyniConnor Kerry Romans i Sensacja Pozdrowienia z Rosji02 Trish Wylie Ĺťycie jak romans0487. Morgan Sarah Za późno na romansWells Angela Romans po DuńskuMargit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczuUrsula K.Le Guin Cykl Ziemiomorze (1) Czarnoksiężnik z ArchipelaguSandemo_Margit_ _Saga_o_Czarnoksiazniku_Tom_5
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lorinka.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    mieć Lydię na oku. Czuła się za nią odpowiedzialna na wer-
    nisażu Stewarda i wrazie gdybysprawyprzybrałyzłyobrót,
    musiała być blisko, abymóc przyjść jej z pomocą.
    Zaczęły się jednak zupełnie nieprzewidziane kłopoty.
    Akurat Ginny udało się uwolnić od jakiejś wścibskiej baby,
    która wypytywała ją, jak bliskie stosunki łączą Lydię z ma-
    larzem, gdynagle wzrokGinnyprzyciągnął jakiś ruch, który
    powstał przywejściu na salę.
    Zobaczyła Philipa.
    Zapragnęła rzucić mu się wramiona. Nie była to jednak
    pora na czułości. Szybkozaczęła szukać wzrokiemLydii i jej
    ukochanego. Znalazła ich. Stali częściowoukryci za marmu-
    rową kolumną. Musiała zaabsorbować uwagę Philipa na tak
    długo, aż Lydia zorientuje się, że on tu jest.
    Ginnywzięła głęboki oddech. Nie była toidealniezapla-
    nowana akcja, ale na lepszą nie starczyłoczasu.
    janessa+anula
    us
    o
    l
    a
    d
    -
    n
    a
    c
    s
    119
    Przez środek sali szybkoruszyła wstronę Philipa.
    Od razu ją zobaczył. Zupełnie zapominając, że stoi wto-
    warzystwie jakiejś kobiety, ruszył wkierunku Ginny.
    - Coturobisz?- zapytał z miejsca,
    - Niewiem, cociebiesprowadza- zaczęłachłodnymtonem
    - ale ja mamzwyczaj chodzić na wystawydzieł sztuki.
    Philip rozejrzał się z niesmakiem.
    - Tonie jest sztuka.
    - Ciii..!
    Ginny wzięła go za rękę i pociągnęła za sobą wstronę
    abstrakcyjnej rzezbystojącej na tyłach sali. Nie miała poję-
    cia, na ile obecni tu ludzie liczą ,się zezdaniemPhilipa, ale
    wiedziała,, żeniepochlebnymi opiniami odziełach Stewarda
    Morrisa unieszczęśliwiłbyLydię.
    - Dokąd mnie ciągniesz? - zapytał.
    - Tam, gdzie nikt nie będzie Wstanie dosłyszeć twoich
    niegrzecznych wypowiedzi.
    - Niegrzecznych?Przecież potonas tu zaproszono, aby-
    śmywyrazili swoje opinie.
    - Nikt sobie nie życzył twojego przyjścia. Zapro-
    szona była Lydia. Ty tutaj się wdarłeś. Można, wiedzieć,
    poco?
    - Bo martwiłemsię o was! Masz pojęcie, co może się
    przydarzyć kobietomchodzącymsamotnie ponocy?
    - Jak nas znalazłeś? - spytała Ginny.
    - Aatwe tonie było- mruknął Philip.
    Nie zamierzał przyznać się do tego, z jak ogromnymi
    trudnościami odnalazł przedsiębiorstwotaksówkowe, a po-
    temkierowcę, któryprzywiózł Lydię i Ginnydogalerii. Gdy-
    byportier nie zauważył, że wychodziłyz domu, wogóle nie
    potrafiłbyich odszukać,
    Ginnymilczała, ciekawa, cojeszczeusłyszy.
    janessa+anula
    us
    o
    l
    a
    d
    -
    n
    a
    c
    s
    120
    - Skoro jednak cię odnalazłem, może wytłumaczysz mi
    łaskawie, czemu wyniknęłyście się chyłkiem?
    - Wcale się nie wymykałyśmy - skłamała Ginny. - Po
    prostu opuściłyśmytwoje mieszkanie.  stałosię tak dlatego,
    że jakoosobydorosłe możemyrobić to, na co mamyochotę.
    Więc tu przyjechałyśmy.
    Philip z niedowierzaniempopatrzył na Ginny.
    - Podobają ci się te... bohomazy?
    - Niektóre obrazysą... interesujące.
    - Bzdura! - warknął Philip.
    - Człowiek powinien mieć otwartą głowę, a nie zaskle-
    piać się wswoich poglądach - pouczyła Ginny.
    Zerkając wbok, usiłowała się przekonać, czy Lydia już
    wie oprzyjściu brata.
    - Gdyby głowa tego malarza była bardziej otwarta, sta-
    łaby się jedną wielką dziurą! Kto jest autoremtego wszy-
    stkiego? - zapytał Philip z odrazą.
    - Obiło mi się o uszy, że to ktoś miejscowy - odparła
    wymijającoGinny.
    Wtej sekundzie ujrzała Lydię i Stewarda wynurzających
    się z tłumu.
    - Chodz, pokażę ci obraz, który mi się najbardziej po-
    doba. - Ginnyujęła Philipa za ramię i pociągnęła gotak, aby
    znalazł się jak najdalej od Lydii.
    - Ten. - Wskazała duże, płótno wpastelowej tonacji. -
    Kojarzymi się z wiosną.
    - Amnie z męską naiwnością.
    - Niemogę tegowiedzieć, boniejestemmężczyzną - od-
    parła Ginny.
    - Zauważyłem. - Oduśmiechu, którypojawił się na twa-
    rzy Philipa, serce Ginnyzaczęło bić jak szalone. - Tak na-
    prawdę to ja...
    janessa+anula
    us
    o
    l
    a
    d
    -
    n
    a
    c
    s
    121
    Nagle Ginnyzobaczyła, jak rozszerzają mu się oczy
    i czerwienieją policzki. Musiał dojrzeć Lydię i Stewarda.
    - Dodiabła! - warknął i ruszył wich stronę.
    Ginnywczepiła się kurczowowramię Philipa.
    - Masz zachowywać się spokojnie! - syknęła mu do
    ucha. - Lydia nigdyci nie wybaczy, jeśli zrobisz scenę.
    - A ja nigdy sobie nie wybaczę, jeśli dopuszczę, aby
    ten... ten...
    - Przyjaciel twojej siostry - podpowiedziała Ginny. -
    Musisz zachować się przyzwoicie!
    - Tynic nie rozumiesz - odparł Philip szeptem.
    Był wściekły, ale nawet nie próbował odsunąć od siebie
    Ginny. Wiedziała, że musi natychmiast wyprowadzić go
    z galerii, żeby znalazł się z dala od Lydii i poza zasięgiem
    wzrokui słuchuludzi żądnych sensacji. Wsunęła rękę Philipa
    pod swoje ramię i skierowała kroki w głąb sali, w stronę
    korytarza prowadzącegodotoalet.
    Poczuła z ulgą, że Philip idzie za nią. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl