[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jasne. W takim razie ja zajmę się końmi, a wy idzcie i znajdzcie jakieś
dobre miejsce.
Harry nawet z nim nie dyskutował. Wziął Emmę za rękę i zaprowadził z
powrotem na trybunę główną. Kiedy tam dotarli, spostrzegł kogoś, komu
koniecznie chciał ją przedstawić.
Emmo rzekł poznaj Sama Coopera.
79
R
L
T
Sama Coopera z Cooper Creek? zapytała, wyciągając do mężczyzny
rękę. Emma.
Sam. Już o mnie słyszałaś?
Kilka dni temu opowiadałem jej o tobie. Harry wyręczył Emmę.
Jak leci?
Nie mogę narzekać. Chociaż chyba zjadłem za dużo cebuli z
kiełbaskami i gniecie mnie w żołądku. Poza tym czuję się świetnie.
A gdzie twoja lepsza połowa?
Jo? Sprzedaje herbatę i ciastka. Cieszy się z okazji do poplotkowania.
Wiesz, jakie są kobiety.
Emma przysłuchiwała się rozmowie i przypominała sobie, co Harry
powiedział jej o Samie. Wiedziała, że to od niego chce odkupić farmę.
Problem polegał jednak tym, że Sam, krótko ostrzyżony siwy
mężczyzna słusznej postury, na oko sześćdziesięcioletni, całkiem dobrze się
trzymał. Mogą upłynąć całe lata, zanim zdecyduje się sprzedać ziemię. Kiedy
Harry zwierzał się jej ze swoich planów, Emma była pewna, że zrealizuje
marzenia, lecz teraz, patrząc na Sama, bała się, że będzie to trudniejsze, niż
mu się wydaje.
Tymczasem pierwsza gonitwa właśnie miała się rozpocząć i spiker
przez megafon przedstawiał zawodników. Na torze ustawiono rzędy beczek,
a na szczycie każdej przymocowana była chorągiewka. Szesnastu jezdzców
czekało na linii startowej. Ich konie, niecierpliwiąc się, grzebały kopytami w
ziemi.
Harry wyjaśnił Emmie zasady:
To sztafeta, w której biorą udział cztery drużyny złożone z czterech
zawodników. Pierwszy zbiera chorągiewki z beczek i przekazuje drugiemu,
czekającemu na starcie. On ma je z powrotem umieścić na beczkach. Potem
80
R
L
T
to samo powtarzają zawodnicy trzeci i czwarty. Wygrywa ta drużyna, która
najszybciej wykona zadanie. Widzisz pierwszego jezdzca w drużynie
najbliżej nas? zapytał. To Darren, główny oborowy Lucasa. Koń nazywa
się Duke. Za nim będzie jechał Jonno, jeden z pracowników Sama.
Rozległ się wystrzał z pistoletu i Duke ruszył z kopyta. Darren pomknął
do najdalszej beczki, wyrwał chorągiewkę z uchwytu, zawrócił i po drodze
zebrał pozostałe. Przekazał je Jonno, który spiął wierzchowca i zrobił rundę,
umieszczając chorągiewki ponownie na beczkach. Zawodnik z drugiej
drużyny był tuż za nim i zawrócili niemal jednocześnie. Dla Emmy cała
gonitwa sprawiała wrażenie kompletnego chaosu. Konie mijały się o włos.
Kiedy jeden pośliznął się przy nawrocie, wstrzymała oddech. Już się
wydawało, że zawodnik utrzyma się w siodle, lecz zsunął się tuż pod kopyta
rozpędzonego innego konia.
O Boże! krzyknęła Emma i chwyciła Harry'ego za ramię.
Wszyscy na trybunie zamilkli, kiedy jezdziec próbował zmusić
wierzchowca do skoku nad leżącym. Niestety koń skacząc, tylnym kopytem
zawadził o głowę mężczyzny. Ofiara nie miała kasku!
Widzowie oniemieli. Jezdziec zeskoczył na ziemię i odciągnął konia,
tymczasem zewsząd zaczęli nadbiegać ludzie. Harry jako jeden z pierwszych
zerwał się z ławki, zeskoczył z trybuny i przesadził barierkę odgradzającą tor.
Zanim Emma dobiegła na miejsce wypadku, zdążył chwycić konia bez
jezdzca za cugle i przytrzymać. Zaczął też wydawać polecenia pozostałym
zawodnikom, aby usunęli gapiów i wezwali lekarza.
Emma wiedziała, że dyżur pełni Grace. Samolot już przyleciał i czekał
w pogotowiu. Teraz Emma rozumiała, dlaczego. Nie rozumiała tylko,
dlaczego jezdzcy nie noszą kasków.
Kilku zawodników przykucnęło przy koledze.
81
R
L
T
Nie ruszajcie go! krzyknęła.
Prawdopodobnie sami to wiedzieli, lecz w takich wypadkach
ostrożności nigdy za wiele.
Uklękła na piasku, zwilżyła śliną palce i przysunęła rannemu do nosa.
Poczuła słabe muśnięcie wydychanego powietrza. Mężczyzna miał uraz
czaszki, lecz oddychał. Obejrzała się przez ramię, szukając Grace. Gdzie ona
się podziewa?!
Emmie bardzo rzadko się zdarzało jako pierwszej dotrzeć do
poszkodowanego. Nie była również przyzwyczajona do udzielania pierwszej
pomocy bez koniecznego sprzętu pod ręką. Ogarnęło ją nieznośne poczucie
bezsilności. Ponownie się obejrzała. Grace wciąż nie było. Co jest u diabła?!
Jak on się nazywa? zwróciła się do mężczyzn, którzy klęczeli wokół
nich.
Russ.
Wzięła Russa za rękę i zaczęła do niego przemawiać. Nie wiedziała, czy
cokolwiek do niego dociera, lecz robiła to z własnej potrzeby. Musiała coś
robić. Cokolwiek.
Kątem oka dostrzegła Harry'ego idącego na spotkanie Grace. Nareszcie.
Zdawała sobie sprawę, że w rzeczywistości od momentu wypadku
upłynęła minuta, najwyżej dwie, lecz jej się wydawało, że wieczność.
Jedną torbę lekarską Grace niosła w ręce, drugą miała przewieszoną
przez ramię. Jill, pielęgniarka, dzwigała nosze i trzecią torbę. Usiłowały biec,
lecz ciężki sprzęt im to uniemożliwiał. Harry wziął po jednej torbie od każdej
z nich i wtedy mogły przyspieszyć.
Grace przyklękła obok Emmy, która zdała jej relację:
Prawa zrenica rozszerzona i nieruchoma.
Grace przejęła dowodzenie. Teraz to ona była odpowiedzialna za ofiarę
82
R
L
T
wypadku. Russ miał uszkodzoną czaszkę i krwotok wewnątrzczaszkowy.
Sytuacja wyglądała poważnie.
Harry przykucnął obok Emmy.
Co możemy zrobić z Mickiem?
Kto to jest Mick?
Harry ruchem głowy wskazał za siebie.
Facet, którego koń potrącił Russa. Możesz podejść i na niego zerknąć?
Emma skinęła głową. Tutaj już jej nie potrzebowano. Russem
zajmowały się teraz Grace i Jill.
Mick był w szoku, lecz nie doznał fizycznych obrażeń. Ciśnienie, tętno,
poziom tlenu miał w normie.
Dajcie mu łyk brandy i odprowadzcie na bok. Lepiej niech nie ogląda
akcji ratowania Russa odezwała się do Harry'ego.
Harry natychmiast przystąpił do działania, a Emma wróciła do Grace i
Jill, które zdążyły podłączyć Russa do kroplówki i założyć mu kołnierz
ortopedyczny, a teraz montowały szyny próżniowe, aby unieruchomić mu
kręgosłup przed przeniesieniem na nosze.
Harry, Grace i Emma nieśli nosze, a Jill szła obok z workiem kroplówki.
Wszyscy proponowali pomoc, lecz Grace wolała polegać na ludziach, którzy
mają doświadczenie i wiedzą, co robią.
Pas startowy znajdował się kilka minut jazdy samochodem od toru i
Emma zastanawiała się, jak tam dotrą. Brała nawet pod uwagę ewentualność,
że będą musieli iść piechotą, lecz ku swojemu zaskoczeniu zobaczyła, że
część ogrodzenia zdemontowano, a któryś z farmerów podstawił swoją
półciężarówkę. Nosze z Russem położyli więc na platformie bagażowej,
potem sami na nią wskoczyli i powoli podjechali do samolotu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]