[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Do diabła! Nie miał zamiaru skrzywdzić tej dziewczyny. W żaden sposób. Ani
też oszukiwać jej. Tymczasem nie robił nic innego, zwodził ją, udając przyjacielskie, a
nawet tkliwe uczucia dla niej, gdy nie czuł nic.
Tylko że...
To wkrada się w ciebie chyłkiem. Nie zauważasz tego i szczególnie nie
pragniesz .
Hrabia Thornhill wstał gwałtownie omal nie przewracając przy tej okazji
krzesła. Potrzebował powietrza i ruchu.
Musiał odetchnąć przed balem kostiumowym lady Velgard, uzmysłowić sobie,
jak bardzo pochłonęło go pragnienie zemsty, w chwili gdy znowu zobaczył Kerseya.
Jak myślisz, będą dzisiaj walce? - spytała Jennifer. Siedziała na podłodze w
saloniku, który dzieliła z kuzynką. Zwrócona plecami do ognia suszyła włosy. Kolana
objęła ramionami. Posiadała ten rodzaj urody, jakiego Samantha zawsze jej
zazdrościła. Mogła być waleczną Amazonką albo grecką boginią, albo... albo królową
Elżbietą I. W takim stroju szła dziś wieczorem na bal kostiumowy. Patrząc na własne
odbicie Samantha widziała tylko wodnisto-mleczną pannę, a miała się przebrać, tak to
już jest, za królewnę z bajki.
- Myślę, że będą prawie na pewno - powiedziała. - Zwykle są, jak słyszałam,
chyba że ktoś akurat na takim balu debiutuje.
- Mam nadzieję. - Jennifer oparła policzek na kolanie. - Sam, czy to nie jest
cudowne i nie do wiary? Wczoraj wieczorem tańczyłam walca w Almack. To była
najszczęśliwsza chwila w moim życiu. W każdym razie, jedna z najszczęśliwszych.
- A ja męczyłam się z panem Piperem - powiedziała Samantha. - Powiedzieć, że
ma on dwie lewe nogi, Jenny, to szkaradnie obrazić lewą nogę.
Jej kuzynka zaśmiała się. Przez ostatnich kilka dni wyglądała na cudownie
uszczęśliwioną. Wydawało się, że ich role niemal się odwróciły. Jennifer jaśniała,
śmiała się nieustannie. Samantha zmuszała się do uśmiechu, bez przekonania
zapewniała wszystkich wokół i samą siebie, że jej pierwszy sezon jest dokładnie taki,
jak oczekiwała.
- Szkoda - zgodziła się Jennifer. - Z kim chciałabyś tańczyć, Sam, gdybyś
mogła wybierać?
Lionel, pomyślała przewrotnie Samantha i natychmiast odegnała od siebie tę
myśl. Na rzece, w trakcie przyjęcia u lady Bromley, Lionel, lord Kersey, przeprosił ją
za to, co stało się na balu Chisleya. Tłumaczył, że był w złym nastroju, zapomniał się.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Potem wiosłował w ciszy, spoglądając na nią tylko od czasu do czasu. Kiedy pomagał
jej wyjść na brzeg, o sekundę dłużej niż trzeba przytrzymał jej dłoń i ścisnął tak mocno,
że prawie krzyknęła z bólu.
Chciałbym znowu móc zapomnieć, że jestem dżentelmenem - szeptał
pośpiesznie. - Samantho, ja pragnę... Głos mu zamarł, w oczach pojawiło się
przerażenie i wyrzuty sumienia.
- Och, nie wiem - odpowiedziała wzruszając ramionami.
- Może z sir Albertem Boylem. Albo z panem Maxwellem. Albo z panem
Simonsem. Z kimś, kto ma i prawą i lewą nogę, no i czuje muzykę. - Zaśmiała się
lekko.
Jennifer utkwiła w niej oczy.
- Nie ma nikogo specjalnego, Sam? - spytała. - To dziwne. Trochę
oczekiwałam, że po naszym pierwszym balu pokochasz dziko jakiegoś niemożliwie
pięknego dżentelmena, z czterdziestoma tysiącami rocznie. Masz cały orszak
wielbicieli. Rośnie z każdym dniem. Ale ty wydajesz się nikogo szczególnie nie
faworyzować.
- Daj mi czas - odparła Samantha niedbale. -Czekam na kogoś równie pięknego
jak Lio... jak lord Kersey.
- Albo hrabia Thornhill - powiedziała Jennifer i zaczerwieniła się. - Mam na
myśli kogoś tak pięknego jak on.
Gdyby tylko nie miał tak upiornej reputacji, pomyślała Samantha, a jej
przewrotna natura znowu wzięła górę. I gdyby nie to narzeczeństwo. Wyglądało na to,
że on lubi Jenny i ona... No tak, była z nim sam na sam dwa razy. Gdyby tylko...
Gdyby tylko Lionel był wolny.
- Nie było go wczoraj wieczorem w Almack -powiedziała. - Zastanawiam się,
czy będzie na balu dzisiaj.
- Mam nadzieję, że nie - odrzekła Jennifer. - Czy ty wiesz, że to, co ta głupia
Klaudia Simons powiedziała o nim na przyjęciu w ogrodzie, to prawda? On uciekł ze
swoją macochą. Była brzemienna. A potem porzucił ją i dziecko, i wrócił tutaj sam.
- %7łonę jego własnego ojca? - Samantha poczuła prawdziwy strach. - Och,
Jenny, nie myliłyśmy się co do niego od samego początku. Lucyfer. Diabeł. Jest nim,
prawda?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]