[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bakier, szczerząc zęby do każdego lekarza, którego zgorszona twarz ukazywała się w oknie
mijanego domu.
Przygotował i urządził dla mnie pokój, wyposażając go w stół operacyjny i dwa krzesła, gdzie,
miałem leczyć pacjentów, których leczenia sam się nie chciał podjąć. Mam przekonanie, że moja
metoda zawodowa musiała być nudną w porównaniu z jego, której nie umiałbym naśladować
nawet gdybym chciał. Mimo to, na brak pacjentów skarżyć się nie mogłem: miałem wrażenie, że
mogę zdobyć sobie praktykę. Raz udałem się na wieś, gdzie dokonałem operacji bardzo trudnej.
Polegała ona na wycięciu raka, który się wywiązał w nosie człowieka, przywykłego do trzymania
krótkiej glinianej fajki tuż pod nosem. Udany przebieg tej operacji, która nie zdeformowała nosa,
zdało się być dobrą wróżbą na przyszłość.
Lecz nad nićmi mego losu pracowały jeszcze inne wpływy. Matka moja była bardzo
niezadowolona z mojej przyjazni z Cullingworthem. Jej duma rodzinna była dotkniętą, być może
słusznie, chociaż moje wędrówki po świecie wytworzyły we mnie pewne cygaństwo obyczajowe,
tak, że nie odczuwałem wtedy tych spraw. Przeciwnie, lubiłem Cullingwortha, co więcej, dziś
jeszcze wspominam go z przyjemnością; podziwiałem jego zalety i znajdowałem upodobanie w
jego kawałach. Ta moja postawa, która skłaniała mnie nawet do występowania w obronie mego
przyjaciela, irytowała moją matkę; napisała do mnie kilka listów z wyrzutami, w których nie
obwijała wcale w bawełnę swej opinii o Cullingworhie i jego charakterze. Ponieważ miałem
zwyczaj zostawiania mej korespondencji na stole, listy te jak się pózniej dowiedziałem
przeczytał zarówno Cullingworth, jak i jego żona. Nie sądzę, że wyrządzam mu jakąś krzywdę
tym oświadczeniem, gdyż ostatecznie sami się przyznali do tego dobrowolnie. Wynik był taki, że
Cullingworh, który ciągle węszył jakąś intrygę przeciw sobie, doszedł do przekonania, że opinia
mej matki musiała być odbiciem mojej, chociaż w rzeczywistości wywołała ją moja obrona jego
charakteru. Zauważyłem, że w stosunku do mnie się zmienił, a nawet kilka razy dostrzegłszy jego
ukradkowe, wyraznie nieprzyjazne spojrzenia, zapytałem go wprost o powód tej zmiany.
Oczywiście odpowiedzi nie otrzymałem, lecz nie przychodziło mi wcale na myśl, że człowiek ten
dążył do zrujnowania mnie, co oczywiście materialnie byłoby bez znaczenia, gdyż nie
posiadałem żadnego mienia, lecz moralnie mogło być wielką krzywdą zarówno dla mnie, jak i
dla mojej matki.
Pewnego dnia przyszedł do mnie i oświadczył, że obecność moja komplikuje jego praktykę,
że zatem lepiej by było, gdybyśmy się rozstali. Zgodziłem się na to bez najmniejszej obrazy,
zapewniając go, że nie przybyłem wcale, aby mu szkodzić, że jestem mu wdzięczny za wszystko,
co dla mnie uczynił, niezależnie od faktu, że uczynność jego nie wydała spodziewanych
wyników. Z kolei zaczął mi doradzać bardzo mocno, abym rozpoczął praktykę na własną rękę.
Odpowiedziałem, że brak mi kapitału. Odparł, że będzie mi pożyczał funta tygodniowo do czasu,
gdy nie stanę na własnych nogach, a zwrócę dług tylko w miarę możności. Podziękowałem
bardzo serdecznie i rozejrzawszy się po okolicy, postanowiłem spróbować szczęścia w
Portsmouth; nie znałem wprawdzie tej miejscowości, lecz wnioskowałem, że stosunki tam muszą
być analogiczne do tych, jakie poznałem w Plymouth. Spakowawszy całe moje mienie w jeden
kuferek, wsiadłem na irlandzki parostatek w lipcu 1882 i udałem się do Portsmouth. Gotówka
moja wynosiła niecałe dziesięć funtów; miała nie tylko pokryć bieżące wydatki, lecz starczyć na
wynajem i umeblowanie domu. Co do życia z tygodnia na tydzień, nie troszczyłem się zbytnio,
gdyż przyrzeczony funt tygodniowo wystarczał zupełnie na potrzeby osobiste; resztę kapitału
tworzyły: wrodzony optymizm i młodość.
Po przybyciu do Portsmouth, wynająłem na tydzień umeblowany pokój. Zaraz pierwszego
wieczoru wmieszałem się mimo woli w kłótnię, a raczej bójkę uliczną, w której stanąłem w
obronie kobiety, bitej i kopanej przez jakiegoś opryszka. Niezbyt zachęcający początek, a tym
dziwniejszy, że pierwszym pacjentem, który się zjawił u mnie po otwarciu praktyki, był właśnie
ten opryszek. Przypuszczam, że mnie nie poznał, ja natomiast nie miałem co do niego
najmniejszej wątpliwości. Z bójki wyszedłem prawie cało, rad, że obeszło się bez skandalu. Tak
to już drugi raz oberwałem guza w obronie niewinności uciśnionej.
Tydzień cały upłynął mi na oglądaniu pustych domów, aż w końcu wynająłem dom pod
nazwą Busch Villa , którego właściciel zmienił obecnie nazwę na Doyle House . Komorne
roczne wynosiło czterdzieści funtów. Obawiałem się w duchu, że agent może zażądać depozytu,
lecz podanie nazwiska mego stryja jako referencji wzbudziło dostateczne zaufanie.
Upewniwszy się co do domu i otrzymawszy klucz od niego, udałem się do Portsea. Tam za sumę
czterech funtów nabyłem sporo starych mebli, które zaspokoiły w zupełności moje
nąjniezbędniejsze potrzeby. Na parterze urządziłem pokój do przyjęć, a na piętrze moją sypialnię.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]