[ Pobierz całość w formacie PDF ]
działających w Niemczech nie skończy się dobrze; obawiam się, że Niemcy stracą pewnego
dnia cierpliwość i wtedy znów swastyka stanie się aktualna.
Jeden z moich przyjaciół powiedział mi, w jaki sposób zarabia się pieniądze w
Niemczech. Handlując radiami otworzył sklep naprzeciwko Niemca, który miał identyczny
interes i prowadził go dziesięć lat, płacąc podatki i dostarczając swym klientom najlepszy
towar. Mój przyjaciel sprzedawał towar o piętnaście procent taniej; Niemiec po jakimś czasie
zbankrutował, a mój przyjaciel zarobił forsę; jednak hurtownie odmówiły mu dalszej
sprzedaży na skutek protestów innych kupców. Przyjaciel mój narobił kolosalnych długów, za
długi nie idzie się do więzienia, jeśli jest się posiadaczem interesu, gdyż interes - w myśli
kalkulacji naiwnych Niemców - jest zawsze podstawą do wytoczenia procesu i odzyskania
pieniędzy. Ale to się tylko tak wydaje na pierwszy rzut oka; podczas gdy mój przyjaciel
obracał zarobionymi pieniędzmi, robiąc tak zwane małpie interesy, a jego sklepie siedział za
ladą smutny osobnik, który dostawał dwadzieścia marek dziennie za to, iż siedział w tym
pustym sklepie mając do zaoferowania swoim klientom jeden odkurzacz i trzy tranzystory
najtańszego gatunku. Oczywiście żaden Niemiec nie użyje tu terminu %7łyd, tak jak i ja
świadomie nie używam tego terminu; jednak wszyscy oni z ochotą używają określenia te
przeklęte polskie świnie .
Szybko wyjechaliśmy z Jankiem Rojewskim; z Niemiec pojechaliśmy na Sycylię i tam
przeżyłem okres grozy: kolega Rojewski miał zwyczaj oświadczania się o rękę przy każdej
okazji. Kiedy przyjechaliśmy do Mondello o godzinie czwartej po południu, przeczytaliśmy iż
parę dni temu, o godzinie dwunastej w południe, dwie rodziny prowadziły strzelaninę
trwającą przez parę godzin; kilka osób padło trupem. Chodziło o zemstę rodzinną:
dwadzieścia lat temu jeden z Sycylijczyków wyjechał do Ameryki w poszukiwaniu zarobku,
obiecawszy przedtem swojej narzeczonej, że sprowadzi ją do Stanów i poślubi. Nie uczynił
tego, a dziewczyna pozostała z dzieciem przy piersi; od tamtego czasu rodziny te pozostawały
w stanie waśni, której koniec przypadł na czas naszego przyjazdu. Romantyczne usposobienie
kolegi Rojewskiego wprawiło mnie w stan ciągłego napięcia; nie należy przy tym zapominać,
że Sycylijczycy obrażają się, kiedy nazywa się ich Włochami, i że są rozkochani w broni.
Wtedy widziałem chłopców, którzy strzelali tak jak na filmach kowbojskich: do rzuconego
kamienia, który rozlatywał się w powietrzu.
Mieszkaliśmy u rybaka; koło obrazu Madonny, przed którym paliła się zawsze
lampka, wisiał portret jakiegoś młodego mężczyzny w czarnej obwódce.
Myślałem, iż to któryś z członków rodziny; wszedłszy kiedyś do innego domu
zobaczyłem to samo: Madonnę i wiszącego obok niej owego młodego mężczyznę.
Myślałem, że rodziny te są w jakiś sposób spokrewnione i łączy je wspólna żałoba, ale
potem jadąc do Taorminy znów ujrzałem twarz tegoż młodzieńca obok Madonny. Zapytałem,
kto to jest; nieodżałowanym nieboszczykiem był capitano Salvatore Giuliano, zabity dziesięć
lat temu przez własnego kuzyna, którego Sycylijczycy nazywali assistento. Kariera assistenta
nie trwała długo i wzlot jego był równie błyskotliwy jak i upadek: został otruty w więzieniu
przez ludzi wiernych kapitanowi . Do więzienia zamknęła go policja, na której rozkaz zabił
swego kapitana, chodziło o to, aby uchronić go od zemsty.
W kilka lat pózniej znów byłem na Sycylii i zaprzyjazniłem się z wieloma ludzmi
deportowanymi ze Stanów. O jednym z nich opowiadano mi, że był przez długie lata
zawodowym mordercą do wynajęcia. Udało mi się nawiązać znajomość z tym panem i
zapytałem go, jak wygląda sprawa honorarium za wykonywane przez niego prace. Zamyślił
się, po czym odpowiedział: Nie dostałem nigdy więcej jak trzy wielkie za zwykły łeb.
Opowiadał mi o swoich przygodach; nagle spojrzawszy na zegarek powiedział, iż musi już
iść. Wstałem, aby uścisnąć mu prawicę, a wtedy koszula moja rozchyliła się i mój rozmówca
zobaczył medalik, który dostałem od mych amerykańskich przyjaciół z Chicago: była to
Madonna z napisem: Our Lady merci pray for me. Rozmówca mój ucałował medalik i
odszedł.
Nasz pobyt na Sycylii skończył się; postanowiliśmy pojechać do Rzymu, gdzie w
Polskiej Ambasadzie chciałem w myśl danego mi przyrzeczenia przedłużyć paszport.
Zatrzymaliśmy się w hotelu i poszliśmy do Ambasady.
- Musimy zapytać Warszawy - powiedziano mi.
- Przecież w Paryżu dano mi słowo honoru, że przedłużycie mi paszport, kiedy będzie
trzeba.
- Poczekajcie dwa dni.
Po dwóch dniach zgłosiłem się do Ambasady; powiedziano mi, abym czekał.
- Nie mogę czekać - powiedziałem. - Moja włoska wiza kończy się za dwa dni. Muszę
opuścić Włochy. Mam tylko wizę niemiecką i nie dostanę już żadnej innej, gdyż ważność
paszportu kończy się za kilka dni.
- Jedzcie do Berlina; człowiek rozmawiający tam ze mną powiedział mi, abym
natychmiast wracał do Warszawy.
- Dlaczego? - zapytałem. - Wyjechałem na Zachód za własne pieniądze, nie spełniam
żadnej oficjalnej misji, nie otrzymałem żadnego stypendium .
- Wracajcie do Warszawy.
- Przez całe życie uczyliście mnie, że my, ludzie socjalizmu, jesteśmy najwolniejszymi
ludzmi na świecie - powiedziałem. - Dlaczego wolno Amerykanowi wyjechać na Zachód i
siedzieć tak długo, jak mu się podoba; a dlaczego nie wolno mnie. Nie żądam dla siebie
niczego więcej; ale żądam absolutnie tych samych praw, jakie ma Amerykanin czy Anglik.
- Czy mam to rozumieć jako odmowę powrotu?
- Nie - powiedziałem. - Ale chcę was o coś zapytać. Jeśli polski dyplomata i towarzysz
partyjny da mi słowo honoru - czy mogę mu ufać?
- Tak.
- Polski konsul w Paryżu dał mi słowo honoru, że paszport mój zostanie przedłużony.
Konsul ten był członkiem partii.
- Wracacie czy nie?
- Wrócę, ale kiedy będę chciał.
- Ja wam daję dwa dni do namysłu.
Po dwóch dniach spotkaliśmy się tym razem nie w Polskiej Misji Wojskowej, lecz w
kawiarni Kempiński . Przedtem powiedziałem do Janka Rojewskiego, który nie myślał
jeszcze wtedy o pozostaniu na Zachodzie, aby poszedł ze mną i był świadkiem rozmowy.
Powiedziałem mu: ty wiesz, co będą o mnie pisać, jeśli tu zostanę. Powiedz tym paru
ludziom, których obaj lubimy, jak to wyglądało naprawdę; Rojewski zgodził się.
Przyszliśmy do kawiarni Kempińskiego; ekscelencja czekał na mnie.
Przedstawiłem mu Janka.
- Potrzebujecie świadków? - zapytał.
- Tak - powiedziałem. - Co zadecydowano w Warszawie?
- Macie wracać. Posiedzicie w Warszawie te dwa tygodnie i znów wrócicie na Zachód.
- A po co mam siedzieć w Warszawie te dwa tygodnie?
- Ponieważ rozeszła się pogłoska, że macie zamiar zostać na Zachodzie.
- To nie moja wina - powiedziałem. - Ja tej pogłoski nie puściłem. To wyście o mnie
napisali, że ja jestem szpiegiem. To Bogdan Czeczko pisał, że niechętnie wkracza w to
szambo, jakim jest moja sprawa. To Sokorski pisał o mnie, że zdradziłem naród polski.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]