logo
 Pokrewne IndeksCrownover Jay Zaryzykuj ze mną 02 Zaryzykuj miłość0855. Leclaire Day Książęce pary 02 Miłość czy koronaDay Leclaire Książęce pary 02 Miłość czy korona.pdbfMichaels Kasey Walentynki (1998) 01 Z wyrazami miłości, EmmalineCartland Barbara Najpiękniejsze miłości 85 Tajemniczy markizPaul Susan Spencer 01 Przysięga miłościChristopher Moore Wyspa Wypacykowanej Kapłanki Miłości51. Stuart Florence Mur miłości0976. Harper Fiona Melodia miłościJordan Penny Narzeczona bankiera
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • apo.htw.pl



  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    I wtedy przeprowadziliśmy tę rozmowę. Nie mogłeś zrozumieć, o co chodzi, wreszcie do Ciebie do-
    tarło.
    - Wzięłaś sobie misia do łóżka i wystarczy - powiedziałeś spokojnie - nie ośmieszaj mnie i siebie.
    - Ja muszę być z nim - odrzekłam ze łzami w oczach.
    - Krysiu - powiedziałeś - jesteś wytrącona z równowagi po ciężkiej chorobie, nie podejmuj w takim
    stanie żadnych decyzji. A tego pętaka spuszczę jutro ze schodów!
    - Ty mnie nie rozumiesz, ja go potrzebuję...
    - Więc będę mu płacił, żeby mi pierdolił żonę! Bo ona to lubi! Umówmy się, że dam mu pensję, ale
    masz tu być, w tym domu, rozumiesz! - Twarz Ci się zmieniła, rysy nabiegły krwią.
    W milczeniu kręciłam przecząco głową, po policzkach płynęły łzy.
    - Proszę cię - powiedziałeś już spokojniej - nie niszcz naszego życia dla kogoś, kto na to nie zasługuje!
    Wyminęłam Cię i chciałam wspiąć się po walizkę na pawlacz, wtedy chwyciłeś mnie wpół i zaniosłeś
    do sypialni. Drzwi zamknąłeś na klucz. Waliłam w nie pięściami, aż osłabłam. Osunęłam się na
    kolana. Siedziałam na podłodze w poczuciu całkowitej klęski. Wydawało mi. się, że gdzieś w brzuchu
    mam drugie otwarte do krzyku usta. Od tego krzyku niemal pękały mi bębenki. I nagle tuż nad sobą
    zobaczyłam twarz ojca. Twarz sprzed getta, nieśmiało uśmiechniętą:
    - Elusiu - powiedziały jego usta - Pitagoras twierdził, że lepiej być nieszczęśliwym człowiekiem niż
    szczęśliwą świnią...
    - Ale ja nie jestem człowiekiem, a mimo to cierpię... ja tak cierpię, tatusiu. - i nagle poprosiłam: - Ratuj
    mnie!
    Usłyszałam kroki, zatrzymały się pod drzwiami. Myślałam, że to Ty, i kiedy klucz zgrzytnął w zamku,
    cała się wewnętrznie najeżyłam. Ale to był Michał. Podniósł mnie, podprowadził do fotela.
    - Co się stało? - spytał, patrząc mi uważnie w oczy.
    - Nie mogę ci powiedzieć - odrzekłam cicho.
    Czułam się wyczerpana, nawet mówienie sprawiało mi trudności.
    - A ja coś ci przyniosłem - rzekł, podając mi złożony na dwoje papier.
    Odczytywałam, nie bardzo rozumiejąc:  Artur Korzecki, syn Michała i Marioli z domu Kwiatek".
    - Co to jest?
    - Przecież wiesz, że urodził mi się syn. Dałem mu na imię Artur. I to było nagle jak ratunek. Dość
    obojętnie przyjęłam pojawienie się na świecie tego dziecka, a nagle z całych sił zapragnęłam je
    zobaczyć. To dziecko to miał być teraz mój dialog z ojcem.
    Michał poszedł do siebie, a ja ciągle siedziałam w fotelu. Potem zamknęłam się w łazience.
    Zobaczyłam w lustrze swoją twarz. To spojrzenie sobie w oczy było inne niż zwykle. Nie wiedziałam
    jeszcze, co naprawdę zaszło, ale podświadomie czułam, że w moim życiu szykuje się jakaś zmiana.
    Jakby nagle coś przeważyło szalę. Oto przechylała się na Twoją stronę. Czułam się ElżbietąKorzecką.
    Twojążoną. Czułam się w rodzinie. Był syn, był wnuk... Wystarczyło Ci o tym powiedzieć, ale to
    znowu nie było możliwe. Oglądając egzemplarz tłumaczonej przeze mnie książki, musiałeś dostrzec
    to  E" wciśnięte pomiędzy imię i nazwisko, czekałam, aż zapytasz. Ale o nic nie spytałeś... Przygo-
    towałam się na taką ewentualność, powiedziałabym, że to pierwsza litera imienia mojej matki, którą w
    domu nazywano Elżbietą, w metryce urodzenia była ta nieszczęsna Cecylia... Ale czy nie byłoby w
    tym jakiejś prawdy? Czyż nie stawałam się swoją matką, tworząc
    siebie od początku. Chciałam naprawiać roztrzaskane życie, a ono się do tego nie nadawało, ono
    nadawało się tylko do wymiany. I tak się stało, Andrzeju. Postanowiłam przyjąć tę Krystynę,
    postanowiłam ją uznać. Już się za nią nie ukrywałam, to byłam ja.
    Wyszłam z łazienki niemal radosna, a z pewnością uwolniona, ale ze zdumieniem zobaczyłam, że
    posłałeś sobie w gabinecie na kanapie. Nie mogłam zasnąć w pustym łóżku, za dużym dla mnie, za
    zimnym. Przecież zawsze spaliśmy razem, bez względu na nasze wzajemne stosunki. W złych
    okresach jedno z nas oglądało plecy drugiego, ale to były nasze plecy, Twoje i moje. A teraz byłam
    nagle sama. Rano wstałam, żeby Ci zrobić śniadanie. Siedziałeś, jak zwykle, z nosem w
    amerykańskim piśmie medycznym, ledwo trafiając do filiżanki z kawą. Ale dzisiaj wyglądało to
    inaczej. Ty się tym pismem ode mnie odgradzałeś. Po Twoim wyjściu rzuciłam się na łóżko i
    wybuchnęłam płaczem. Jaki Ty jesteś głupi - kołatało się w mojej głowie, nagle z powrotem chorej.
    Czułam się chora, niemal umierająca. Byłam przecież noworodkiem, któremu nie chciano przeciąć
    pępowiny, nie chciano przyznać prawa do życia. Zadzwonił telefon i rzuciłam się w jego stronę,
    pewna, że to Ty. Ale to był Robert:
    - Krycha?
    Odłożyłam słuchawkę. Telefon dzwonił jeszcze długo, a ja schroniłam się w sypialni, zatykając uszy
    poduszką. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aureola.keep.pl